poniedziałek, 10 października 2016

Smashbox Full Exposure- recenzja palety

Od bardzo dawna marzyła mi się pewna paletka. Kiedy wchodziłam do Sephory to z utęsknieniem spoglądałam na paletę Smashboxa Full Exposure. Cienie w niej zawarte były dla mnie wprost idealne. Niestety cena sprawiała, że wolałam od niej odejść i kupić coś tańszego, ale nadszedł ten dzień kiedy to dostałam ją na urodziny. Uwierzcie mi, że piałam wprost z radości. Używam jej już jakiś czas i przyszła taka chwila, że chcę się z wami podzielić moimi spostrzeżeniami i odczuciami na jej temat, tak więc zapraszam do dalszej lektury.



 
 1. Opakowanie i wygląd 
Tutaj chyba nie muszę mówić, że paleta prezentuje się bardzo ładnie, kartonowe opakowanie jest bardzo poręczne, posiada w środku lusterko, co bardzo ułatwia malowanie w podróży. Lusterko nie zniekształca, jest dość duże. Niestety opakowanie bardzo się brudzi, co widać już nawet na powyższym zdjęciu. Jeżeli chodzi o dobór cieni to moim zdaniem jest niemalże perfekcyjny, ale o samych cieniach napiszę niżej.


2. Cienie satynowe
Cały górny rząd cieni składa się z cieni satynowych, chociaż ta nazwa nie oddaje wykończenia jakie dają. Te cienie to wielki błysk! Jeden z nich, ten środkowy jest typowo satynowym cieniem, reszta to bardzo mocno mieniące się, brokatowe cienie.


Niestety aparat nie jest w stanie oddać dokładnie tego jak wyglądają te cienie w rzeczywistości, a szkoda, bo uwierzcie- jest na co popatrzeć. Mienią się nieziemsko.Tutaj mam pierwsze 4 cienie od lewej z paletki. Tych dwóch pierwszych jeszcze nie używałam, ale codziennie nakładam te 2 ostatnie i jestem zachwycona. Ten najjaśniejszy cień spokojnie może robić za rozświetlacz, ten nieco ciemniejszy zawsze nakładam na środek górnej powieki, dzięki temu ona się cudownie mieni a makijaż nabiera bardzo ciekawego wyrazu.


Ostatnie 3 cienie z tego rzędu sprawiają wrażenie bardziej metalicznych. Jak widać są bardzo mocno napigmentowane. Muszę dodać, że wszystkie te swatche robiłam na skórze bez bazy a cienie nakładałam palcem. Niestety żadnego z tych cieni jeszcze nie używałam, nie było okazji, ale mam nadzieję to szybko nadrobić.

3. Cienie matowe
Teraz już niestety nie będzie tak kolorowo, bo matowe cienie są niestety gorszej jakości niż te satynowe, nie wiem czemu zawsze tak jest, że w paletkach maty są gorsze od satyny.


Jak widać na swatche'ach pierwsze kolor z lewej jest bardzo słaby, chociaż w rzeczywistości aż tak źle nie jest, to tutaj tak wyszło z jakimiś prześwitami. Natomiast ten najjaśniejszy cień wyszedł tutaj na bardzo mocny, a tak naprawdę to niewiele go widać na oku i niestety jest on piętą achillesową całej palety.


Czerni użyłam tylko raz, do zrobienia kreski i powiem wam, że jestem z niej zadowolona, bo jest to bardzo dobrze napigmentowany cień. Pozostałe 2 z tego zestawienia są moimi zdecydowanymi ulubieńcami i używam ich codziennie. 

4. Trwałość
Ja nie używam bazy pod cienie, za bazę robi mi korektor, więc na bazie nigdy ich nie testowałam, ale na korektorze utrzymują się bardzo dobrze. Jestem posiadaczką opadającej powieki, więc u mnie cienie nie mają prawa wytrzymać całego dnia, ale te 8h spokojnie się trzymają bez rolowania.
Ponadto cienie bardzo ładnie się blendują między sobą i nie powstają żadne plamy.

5. Podsumowanie
Miałam w stosunku do niej bardzo duże oczekiwania. W końcu paletka za 225 zł powinna być w moim odczuciu bardzo dobrze zrobiona, a cienie świetnej trwałości. W tym przypadku mogę powiedzieć, że zadowolona jak najbardziej jestem, ale nie porwała mnie ta paleta. Może miałam za duże oczekiwania? Aczkolwiek uważam ją za godną polecenia i jestem bardzo zadowolona z tego, że ją mam.

Dziękuję Wam bardzo za czytanie. Mam nadzieję, że post się przydał i podobał.
Zapraszam na kolejne.
A teraz papa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli doceniasz moją prace i chcesz uczynić ją bardziej satysfakcjonującą dla mnie to pozostaw po sobie komentarz, obserwację, jeśli Twój blog okaże się dla mnie również ciekawy, to na pewno się odwdzięczę ;)